Szybki wypad do Wenecji

Szybki wypad do Wenecji
Ale to piękne uczucie wsiąść na moto i wiedzieć, że po półtora roku znów czas na nowe miejsca i podróże. Covid lekko odpuścił, więc można było ruszyć. Szkoda, że nie w kierunku ulubionego Wschodu, ale zawsze to lepsze niż siedzenie przed mapą i oczekiwanie na wyjazd.

Wybór padł na Wenecję. Czasu udało się wygospodarować dość mało, więc trasa na około dwa tysiące kilometrów wydaje się być całkiem w porządku.
Włochy wcześniej były mi motocyklowo obce, tak samo, jak obce były tak dalekie podróże mojej pasażerce. Tym razem jedziemy we dwoje z córką.
Jedyne co było zaplanowane podczas tej podróży to cel – Wenecja i hotel. Hotel, gdzie spałem w 2012 roku, jak po raz pierwszy zassałem ducha motocyklowych wojaży po świecie. Wtedy na pewno bym nie pomyślał, że 9 lat później będę miał za sobą tak wiele kilometrów przejechanych po dwóch kontynentach.
Czechy zleciały tranzytem, Austrię też pokonaliśmy w większości „autobaną”. Wiem, nie przystoi, ale zależało mi na kilometrach tak, aby nie przerazić nastoletniego „plecaczka”. Dotarcie musi nastąpić pomału.
Hotel Budget Ibis położony w centrum Wiednia szybko pozwolił nam się osiedlić, sprawdzono jedynie status szczepienia Covid. Po zakwaterowaniu w pokoju ruszyliśmy do Pratera – wesołego miasteczka ulokowanego w dużym pobliskim parku.

Teraz już wiem, że rollercoaster to nie przelewki, ale było warto. Jak już nas nieźle rozdygotało po przejażdżce, ruszyliśmy obejrzeć Wiedeń i jego zabytki, a jest na co popatrzeć! To jedno z tych miast Europy, do którego lubię wracać. Teraz miałem jeszcze okazję zaprezentować tą metropolię córce, a to dało mi podwójną frajdę.
Z Wiednia ruszyliśmy dalej na południe, do miejsca, gdzie mieliśmy dojechać już rok temu, ale wtedy Covid-19 skutecznie pokrzyżował nasze plany – do Wenecji
Wenecja to marzenie mojej córki. Od dawna chciała ją zobaczyć na żywo i poczuć klimat tego specyficznego miasta. Ja miałem mieszane uczucia, ale później okaże się, że jak to zwykle bywa życie w podróży mocno potrafi zmodyfikować poglądy.
Drogę przebyliśmy jadąc raz autostradą, raz uciekając gdzieś lekko w jeden czy drugi bok. Cały czas śledziłem też radar pogodowy, bo ołowiane chmury bez przerwy za nami podążały. Widoki z każdym kilometrem stawały się inne, coraz bardziej inne od znanych nam na co dzień. Góry robiły się większe, na polach uprawnych zboża zostały zastąpione przez winogrona. Również temperatura rosła, wraz z nią wilgotność powietrza. Jechało się dobrze, jak na początku każdej nowej przygody, kiedy emocje biorą górę i choćby wokół trzaskały pioruny, to uśmiech nie schodzi z motocyklowej gęby.
Po drodze sentymentalnie odwiedziłem też kilka miejsc ze swojej pierwszej moto wyprawy – cały czas wyglądały podobnie. Kilka godzin jazdy i dojechaliśmy do Mestre, dzielnicy, która sąsiaduje z Wenecją. Tam korzystając z wcześniejszych namiarów podjechaliśmy do campingu Jolly Camping In Town, gdzie za kilkadziesiąt euro zarezerwowaliśmy jeden z domków na dwa dni.

Z campingu pieszo ruszyliśmy w kierunku przystanku autobusowego i dalej komunikacją miejską do centrum Wenecji. Taka opcja była tańsza i wygodniejsza niż dojazd motocyklem, mijany podczas przejazdu parking dla motocykli pękał w szwach i trzeba by się nieźle nagłowić, żeby gdzieś zostawić maszynę.
Po wyjściu z autobusu zobaczyliśmy ją – Wenecję – w całej okazałości. Kanały, łodzie, gondole, wąskie uliczki i ciekawa, włoska architektura. Pięknie. Można by godzinami opisywać zachwyty.
Wenecja zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Może to przez pozytywne nastawienie, może przez namowy córki, a może zwyczajnie nie jest tu tak źle, jak opisują to w niektórych postach w Internecie. Czy jest drogo? Na pewno drożej niż w Polsce czy ulubionej przez Polaków Chorwacji, ale Włosi, podobnie jak większość zachodniej Europy reprezentują inny poziom życia i raczej nie powinno się go przeliczać na złotówki. Czy jest tłoczno? Byłem tam w tym roku dwa razy i tylko podczas święta Festa del Redentore, kiedy to niebo rozświetliły fajerwerki było tłoczno. Ale nawet to święto, upamiętniające zakończenie epidemii dżumy, zostało ograniczone dla ilości widzów limitowanych z uwagi na inną epidemię – Covid-19, zatem ludzi było mniej więcej tyle, co na rynku w Warszawie w weekendowy dzień. Niestety z uwagi na ograniczenia pandemiczne, pokaz sztucznych ogni oglądaliśmy zza budynków, ale i tak było warto – pokaz trwał blisko godzinę!

Niektórzy mówią, że strasznie tam śmierdzi. Nie do końca tak jest. Owszem, czasem jak się wejdzie w miejsca bardziej na uboczu, gdzie woda wolniej płynie, to lekko zalatuje, ale taki sam smrodek poczujecie w dowolnym parku w Polsce.
To tyle jeśli chodzi o negatywne stereotypy, czas na pozytywy. Wenecja jest po prostu piękna. Jeśli ktoś lubi klimatyczne wąskie uliczki, ciekawą architekturę, ciekawe galerie i muzea, to na pewno znajdzie tu zakamarki dla siebie. Wiele ulic szerokich jak ramiona Pudziana nie krzyżuje się z wodnymi ciekami i sprawia wrażenie uliczek widywanych na przykład w Dubrowniku. Te, które są pocięte kanałami wzbogacają za to liczne mostki, często z pięknymi zdobieniami i barierkami.
Chadzając ulicami Wenecji można się natknąć na ciekawe elementy w postaci namalowanych na murach lub drzwiach grafik, ciekawe zdobienia murów czy nawet nietypowe i bardzo artystyczne plakaty zapowiadające nadchodzące wydarzenia.
Ulice nabierają pełni klimatu w nocy, kiedy to cichnie gwar, znikają turyści, a mury rozświetla bladożółte światło latarni i lampek. Trzeba jednak pamiętać, że wtedy też zaprzestają kursów wodne tramwaje, a autobusy nocne jeżdżące do stałego lądu jeżdżą rzadziej i zmieniają trasy.
Warto też wypatrywać galerii (nie, nie tych handlowych!), które są w większości darmowe, a często prezentują szokująco piękne eksponaty – patrz fotki pływaczki dołączone do postu.
Jedyną atrakcją jaką sobie odpuściliśmy to rejs gondolą. Sto euro za dwadzieścia minut bujania się na falach kanałów, to jednak trochę wygórowana cena. Na szczęście gondolierzy mają mnóstwo innych klientów i jakoś chyba sobie poradzą.
Profesor Bartoszewski mawiał: „są rzeczy, które warto, ale się nie opłaca i są takie, które się opłaca, ale nie warto”, wizyta w Wenecji to rzecz, która się nie opłaca, ale w mojej opinii warto!
Kilka porad praktycznych:
- jazda we Włoszech poza autostradami to bujanie się z prędkością od 30 do 70 km /h w upale
- kombinując przejazdy transportem miejskim często wychodzi dużo taniej i mniej kłopotliwie niż przebijanie się motocyklem przez miasto
- warto zerkać na rachunki – czasem będzie już doliczony napiwek
- tramwaje wodne są zdecydowanie tańsze od gondoli
- warto zboczyć ze szlaków turystycznych, by w ciszy zjeść za mniejsze pieniądze i podziwiać lokalną architekturę i styl życia
- warto rozmawiać z lokalsami
- wizyta w galerii sztuki potrafi zaskoczyć



















































